niedziela, lutego 18, 2007

Znalezione w sieci: Część 2(4)

Autor: W. Gombrowicz

Niewolnica własnej urody

Porównując kobiety południowoamerykańskie z Europejkami („europejskie” to słowo bardzo niedokładne, gdyż istnieje rozmaitość typów kobiet europejskich), od razu dochodzimy do przyjemnego i pochlebnego dla nas wniosku, że pod względem urody fizycznej nie mamy czcgo zazdrościć staremu kontynentowi. Jakież tu, w Południowej Ameryce, możemy oglądać oczy jakie zęby jakie ciała i twarze! Ogromny jest ponadto wrodzony wdzięk kobiet latynoskich, a także niezawodne, właściwe im wyczucie formy, stylu; w każdej sytuacji potrafią one znakomicie poruszać się i uśmiechać, a ich reakcje niemal nigdy nie bywają szokujące -nawet w oczach najbardziej wymapjących sędziów i koneserów lbraz jednak po tym hołdzie, niechaj nasze damy przygotują się do wysłuchania paru słów surowej, ale również poważnej, jak myślę, krytyki. Dlaczego mianowicie ta fizyczna uroda bynajmniej nie wywiera takiego wrażenia, jak powinna? Innymi słowy dlaczego piękność południowoamerykańska nie urzeka, nie zawlada mężczyzną w takim stopniu jak europejska? Oto interesujące pytanie. Jest rzeczą oczywistą, że aby wywrzeć na kimś głębokie wrażenie, nie wystarczą piękne oczy, lecz ze konieczne są też pewne czynniki psychiczne. Otóż jasne jest, że kobieta południowoamerykańska ma poważne kłopoty z ujarzmianiem mężczyzn swoją urodą z tego prostego powodu, iż sama jest całkowicie we władzy swego wyglądu zewnętrznego. Cóż za fryzura! Jaki szyk! Jaka elegancja! Ile zachodów i wysiłku, ile godzin i ofiar kosztowała ją realizacja niemal doskonała tego ideału estetycznego! Wszelako ta kobieta jest już tak wytworna, powabna i Finezyjna, że prawie nie może się ruszać z obawy że zrujnuje swój wygląd zewnętrzny. Obcasy tak wysokie, że nie potraFi pobiec ani podskoczyć; wiatru się hoi, gdyż jest zbyt starannie uczesana. Nie może też pozwolić sobie na spontaniczne wybuchnięcie śmiechom ani energiczniejszy gest, ho w najlepszym razie będzie to nieestetyczne. Ale nie może też pozwolić sobie na uczucie ani małżeństwo
, które nie byłyby po stokroć estetyczne, jako że jej rolą i powinnością jest być czarującą bez ustanku, bez wytchnienia. Kobieta poludniowoamerykańska jest niewolnicą własnej urody tedy konsekwentnie staje się niewolnicą mężczyzny.
Przypominam sobie, jak pewnego razu byłem na Montparnasse w towarzystwie kilku francuskich studentów i paru bardzo eleganckich, świetnie uczesanych dziewcząt. Nagle jeden z chłopców skoczył jak lew i wrzeszcząc „przecież nie da się rozmawiać z tak wyondulowanymi głowami!” zrujnował im owe koaFiury, które ohnosily z takim poczuciom odpowiedzialności. Nic chcę nikogo podjudzać, ale uważam, że właśnie coś takiego trzeba zrobić w Ameryce Południowej... i że byłoby nader wskazane, aby mężczyzna dał do zrozumienia kobiecie, iż piękność zbyt doskonała męczy go i nudzi, zamiast zachwycać. Żeby tylko fizyczna; to jeszcze drobiazg! Nieporównanie ważniejsza i bardziej szkodliwa dla życia zbiorowości jest owa „piękność duchowa”, „czystość psychiczna”, „estetyka duszy” przymuszająca kobietę poludniowoamerykańską do odgrywania roli anioła, co spadł z nieba. Ideał urody takich kobiet jest zbyt Fikcyjny i ciasny. Chcą być uosobieniem Harmonii, ponieważ jednak w rzeczywistości nikt nie zdoła osiągnąć absolutnej harmonii. wszyscy zaś skazani jestcśmy na pławienie się w morzu sprzeczności i dysonansów ta harmonia zmienia się w kłamstwo.
Chcą być estetyczne; ale ponieważ tak ciało, jak i dusza mają swe szpetne strony i ponieważ niemało ich jest również w samym życiu, także ten skrajny estetyzm zmienia się w kłamstwo. Chcą być „czyste”; czym innym wszelako jest wynosić czystość do rangi dobra najwyższego i stawiać ją sobie za odległy cel, czym innym zaś -udawać czystość w świecie tak dramatycznie nieczystym jak nasz.


Mniej pozorów, więcej szczerości

Jeśli dzisiejsza Europejka jest bardziej szczera, bardziej autentyczna i spontaniczna w swych reakcjach, to nie jest to jej własna zasługa, lecz wynika z Faktu, że sytuacje wojen i rewolucji zmuszają do szczerości. Spokojniejsze, mieszczańskie życie na kontynencie południowo-amerykańskim przyzwyczaiło ludzi do przesadnego kultywowania pozorów, a w celebrowaniu załosnego tego kultu celuje właśnie kobieta. Gdy kobieta południowoamerykańska jest tylko obiektem spojrzeń, Europejka patrzy; gdy pierwsza jest bierna, druga jest aktywna; gdy ta pierwsza istnieje dla mężczyzny, ta druga ma również własne życie. Europejka nie jest tak piękna zewnętrznie, ale za to bardziej dramatyczna, a przede wszystkim - bardziej dynamiczna. Niewątpliwie dlatego mężczyzna bierze ją bardziej na serio. Albowiem mężczyzna południowoamerykański nie może brać na serio kobiety skoro czuje, że całyjej sposób bycia, wszystko, co ona mówi czy robi, w istocie płynie zjednego źródła - chęci oczarowania mężczyzny i zdobycia go swoim czarem. i oto widzimy, jak ta kobieta, przesadnie zabiegająca o urodę, popada w inFantylizm, co nie tylko jest szkodliwe, ale i okropnie, straszliwie nudne. Nie sposób mówić poważnie o erotycznej reedukacji kobiety poludniowoamerykańskiej nie podkreślając Fatalnego wpływu tego ideału piękności, jaki wypracowała sobie ona przez lata życia nazbyt łatwego i powierzchownego. Reakcja musi wyjść od mężczyzny; jeśli chcemy, by kobiety były wobec nas bardziej autentyczne, my musimy być bardziej autentyczni wobec nich. W rzeczywistości jednak mnóstwo potężnych czynników utrudnia nam tę postawę autentyczności i szczerości, tak że zamiast wyrażać sprzeciw wobec aktualnego stylu naszych kobiet, nadal tylko im schlebiamy i utwierdzamy je w zachowaniach konwencjonalnych. Schlebiamy ma, bo chcemy zdobyć ich względy, a też i dlatego, że tak przyzwyczailiśmy się do tego rodzaju kobiet i takiego ich traktowania, że inne, nowe podejście wydaje nam się czymś zgoła niemożliwym i Fantastycznym. Ponadto jest oczywiste, że natury i mentalności powierzchowne są zupełnie zadowolone z tego, że tu, na tym ziemskim padole, mają kawałek nieba... choćby tylko malowanego. Tacy ludzie nie rozumieją, że tania moralność i tania estetyka to w istocie obraza dla moralności prawdziwej. Qwszem, zdaje się, że wszyscy, od Fryzjera i pedikiurzystki po pisarza i poetę (pisarze piszący „powieści dla kobiet!”), spiskują w celu przekształcenia kobiety w anioła, kwiat, dziewczynkę... we wszystko, tylko nie w kobietę.
Pieniądz - źródłem wszelkiego materializmu
Społeczne konsekwencje całej tej maskarady są ogromne. Kobieta-kwiat potrzebuje równiez sztucznego środowiska i sztucznej konwersacji, a także specjalnego traktowania, koniec końców zaś - całego systemu sztucznych ułatwień chroniących jej delikatność przed naporem rzeczywistego życia. Podstawą dla wszystkich tych wyszukanych subtelności jest, rzecz jasna, pieniądz, i tu właśnie tkwi główne źródło południowoamerykańskiego materializmu. Porównując jednak arystokratyczny pełen luksusu światek Buenos Aires z arystokracją europejską od razu zauważamy różnicę: jeśli w salonach Buenos Aires robi się wszystko, co możliwe, aby jakoś ominąć rzeczywistość, wytwarzając sztuczną atmosferę dowcipu, „dobrego wychowania”, „kultury” i „subtelności”, to arystokracja europejska jest o wiele gorzej wychowana i w pewnym sensie o wiele bardziej energiczna. Chociaż tam ludzie również starają się, jak mogą, upiększyć swoje życie, to jednak wszyscy mają o wiele większą świadomość, że to tylko ozdoba. Istnieje w Europie pewien wstyd luksusu, wygody i ńnezji, wstyd nader rzadko odczuwalny w salonach buenosaireńskich. Wszelako owa sui generis delikatność klas wyższych stolicy w środowisku klasy średniej przekształca się w sztywną konwencję, która także przeciwstawia się rzeczywistości. W obu zaś tych środowiskach kobieta-kwiat, kobieta-dziewczynka staje się niewolnicą pieniądza, brak jej bowiem ducha walki, romantyzmu i wyczucia poezji głębszej, o szerszych horyzontach.

Problem kobiety-kwiatu

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w takiej sytuacji stosunki kobiety-kwiatu z mężczyzną nabierają, by tak rzec, charakteru nazbyt konkretnego i jednostronnego. Mężczyzna pragnie zdobyć kobietę, kobieta pragnie zdobyć mężczyznę... i koniec. Cale piękno erotyki i miłości w najrozmaitszych swoich postaciach -przyjaźni, koleżeństwa, obcowania duchowego, zderzenia osobowości - ulega zredukowaniu do paru nachalnych komplementów, jakiegoś balu czy pójścia do kina (które płaci on), wreszcie zaś do określonej taktyki po obu stronach, z których żadna ani na moment nie traci z oczu celu bezpośredniego: zdobyć kochankę, zdobyć męża. Jeśli zaś kobieta-kwiat pomimo swych wysiłków nie zdoia doprowadzić partnera do ołtarza, oznacza to katastrofę, bo przecież rzucila na szalę całą swoją niezależność i osobistą godność, aby tylko zdobyć męża i stworzyć ognisko domowe. Niewątpliwie wiele można by powiedzieć na obronę kobiety południowoamerykańskiej; przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, ze choćby tylko pod względem flzycznym jest ona delikatniej sza od swych siostrzyc z innych ras, zrodzonych w innych klimatach... i że jest kobietą latynoską. Naiwnością byłoby wymagać od Latynoski, by stała się, powiedzmy kobietą anglosaską, zdradzając swoją rasę, kulturę, tradycję. Pamiętając o wszystkich tych zastrzezeniach i poprawkach należy jednak podsycać sprzeciw wobec aktualnego ideału „piękności południowoamerykańskiej”, gdyż ideał ten nie satysfakcjonujejuż nikogo, wszystkim zaś przynosi szkodę. Osiągnąć zaś to można jedynie stawiając problem w sposób jasny i wyraźny: wszyscy musimy mieć świadomość, że problem ten - problem kobiecej urody - jest jednym z najważniejszych i najbardziej palących w naszej kulturze.Obecnie postaramy się przeanalizować pewne mity i wtórne kompleksy kobiety południowoamerykańskiej.

O życie dla kobiet!
Tak więc kobieta południowoamerykańska ma obraz samej siebie jako kwiatu, albo raczej -ściśle biorąc - pragnie być kwiatem. Jak jednak widzi sam siebie mężczyzna? Czy również ijego wyobraźnia nie zdradza cech żadną miarą nie dających się pogodzić z życiem współczesnym 1 jego wymogami? Gdyby ktoś mnie spytał, jakie są w tym względzie cechy charakterystyczne Ameryki Południowej, odpowiedziałbym następująco: nigdzie indziej w cywilizowanym świecie kobieta nie boi się bardziej mężczyzny niz tutaj; nigdzie indziej kobieta nie jest bardziej skrajna w swej postawie wobec mężczyzny; wreszcie nigdzie indziej nie spotyka się tak wielkiego kultu dla miłości i dziewictwa.

„Rycerz” albo „Sinobrody”
Szczerze mówiąc, kobiety poludniowoamerykańskie stawiają mężczyzn w sytuacji nadzwyczaj niewygodnej, a niekiedy wręcz śmiesznej. Po pierwsze, już cały mechanizm zwyczajów i konwencji, cały ten aparat skonstruowany gwoli obrony kobiety przed rzekomym barbarzyństwem płci brzydkiej zakrawa na groteskę. Nieszczęsny narzeczony surowo kontrolowany przez cały areopag starszych pań, które ani na moment nie pozostawiają go sam na sam z narzeczoną, musi czuć się jak dzika bestia wobec jaskółki. Biedna „panienka” (licząca już dobrych dwadzieścia parę wiosen), wystraszona tak pieczołowitą troską, zaczyna sądzić, że On jest jakimś demonem, a owe przyjemności muszą być czymś absolutnie nieodpartym, skoro nawet mama i ciocia nie mogą zauFać jej uczciwości i zdolności do stawienia oporu. Jak widzimy wszystko tutaj zmierza do rozpalania wyobraźni i przesadnego malowania potęgi
Erosa, podczas gdy zdrowa pedagogika w sprawach płci powinna polegać właśnie na sprowadzaniu tych zagrożeń do ich właściwych rozmiarów. Mężczyźni tedy szamocą się między dwiema fikcjami: zjednej strony muszą udawać delikatność, sympatię, rycerskość i subtelność uczuć zupełnie niezwykłą, przesadną; z drugiej -czują się wydani na pastwę mitu dzikiego samca, męskiej bestii. Mężczyzna południowoamerykański nie ma wyjścia: musi być albo Sinobrodym przebranym za rycerza, albo rycerzem przebranym za Sinobrodego. Jest rzeczą jasną, że strach popycha do brutalności, a erotyczna brutalność południowego Amerykanina płynie ze strachu przed kobietą, jakkolwiek całkiem możliwe, iż przed wiekami strach kobiety mógł się zrodzić z brutalności mężczyzny Dzisiaj jednak nadzwyczaj komicznie wygląda ta sztucznie wykreowana brutalność, nie mająca już nic wspólnego z prawdziwym charakterem dobrotliwego i spokojnego handlowca z Buenos Aires czy urzędnika z Rosario. „Człowiek nie jest ani aniołem, ani bestią; kto chce zeń uczynić anioła, czyni bestię” - to zdanie Pascala doskonale pasuje do naszego życia erotycznego, w którym nie istnieje człon pośredni, w którym wszystko zdąża do jakiejś niebywałej skrajności i w którym kobieta, przekształcając się w anioła, mężczyznę przemienia w bestię. Rzecz to dziwna, iż cywilizacja łacińska mogła osiągnąć taki stopień braku równowagi i zdrowego rozsądku, aczkolwiek nie należy zapominać, że geograficznie biorąc Hiszpania leży na jednym z krańców Europy Jednakże poza tradycją hiszpańską istnieje tu również nie mniej silna tradycja lokalna; przez wiele stuleci żyło na tych ziemiach o wiele mniej kobiet niż mężczyzn, więc kobieta była bardzo ceniona i upragniona... Dziś ta sytuacja w znacznej mierze się unormowała, nadal jednak żyjemy w nienormalnym klimacie psychicznym.


Maska erotyzmu

Dlatego kobieta południowoamerykańska musi uczynić wysiłek, aby przezwyciężyć swe atawizmy i stworzyć sobie bardziej realistyczne wyobrażenie o współczesnym mężczyźnie. Gdyby zechciała zrezygnować ze swego kostiumu „anioła”, „kwiatu”, „dziewczynki”, łatwiej mogłaby lekceważyć przebranie również u mężczyzny i powrócić do rzeczywistego życia. Po pierwsze, powinna ona wiedzieć, że mężczyzna ani w połowie nie jest tak erotyczny jak ona sobie wyobraża i jak to wyobrażają sobie sami mężczyźni w Ameryce Południowej. Ośmielam się na takie stwierdzenie wbrew wszystkim pozorom, gdyż ludzie tutaj nie tylko mają temperament, lecz również tak się ekscytują erotyką, ze niekiedy przybiera to formę manii. Każdy młodzieniec z łatwością popada w mniejszą lub większą przesadę, gdy opowiada przyjaciołom o swych milosnych przygodach. W ten sposób tworzy się cała legenda o „życiu erotycznym wszystkich innych”; każdy mężczyzna południowoamerykański jest w głębi duszy przekonany że wszyscy mają większe powodzenie, zażywają większych rozkoszy od niego i że tylko on skazany jest na ubogie i nieciekawe życie seksualne. Kiedy przechodzi k
obieta, wszyscy udają przesadne podniecenie, a udając podniecają się naprawdę. Rozmawiając z kobietą mężczyzna południowoamerykański zawsze udaje trochę więcej, niż odczuwa w rzeczywistości, to samo zaś robi kobieta; tym sposobem rodzi się między nimi coś, co mogłibyśmy nazwać „erotyką sztuczną”, „maską erotyczną”. Ale gdzież to, zapytacie mnie Państwo, jest taki kraj, w którym nie hołdowano by podobnemu sztucznemu podnieceniu? Takle zjawisko oczy-wiście istnieje we wszystkich częściach świata, tyle tylko, że tam obie płcie znają się i kontrolują lepiej oraz wykazują mniejszą naiwność wobec gry własnej wyobraźni. Gdy kobieta południowoamerykańska zrozumie, że „jej mężczyzna” jest o wiele „chłodniejszy”, niż się na zewnątrz wydaje, za to bardziej ludzki i zrównoważony, już to będzie można uważać za wielki krok naprzód. Jeśli zaś zrozumie jeszcze i to, że mężczyzna nie jest z natury cynikiem, lecz staje się cynikiem, gdy tak właśnie się go traktuje - dokonany będzie drugi wielki krok do przodu. Kiedy zaś nareszcie potrafi ona lepiej zapanować nad swymi snami o „mężczyźnie doskonałym”, „doskonalej miłości” tudzież „doskonałym zrozumieniu i szczęściu” - wówczas będzie można z nią rozmawiać w sposób sensowny i normalny.


Czekając na „wielką miłość”

Na początku tych zapisków stwierdziłem, ze nigdzie indziej na świecie wyobraźnia kobiety nie jest tak zdominowana przez mit miłości i dziewictwa. Wymawiając święte słowo „miłość” kobieta południowoamerykańska zdaje się ulatywać do niebios, jej oczy błyszczą... Zachwyca mnie ten idealizm, za sprawą którego
kobieta traci nie tylko swój wdzięk, ale i swoją godność. Jakoż nawet najpiękniejsze uczucia trzeba poddawać weryfikacji i kontroli, aby nie stały się pretekstami do innych, nie tak pięknych uczuć i pragnień. W swym kulcie miłości,jak i w pozostałych swoich uczuciach, kobieta południowoamerykańska wykazuje przede wszystkim pasywność; nie marzy o tym, żeby kochać, lecz żeby ją kochano, co bywa czymś zupełnie innym i nasuwa podejrzenie o... lenistwo. Jak to cudownie być kochaną i spędzać Życie w ramionach oczarowanego mężczyzny! Zarazem wszakże wielka miłość, miłość doskonała, służy jako wspaniała wymówka wobec wszystkich miłości mniej doskonałych, bardziej ludzkich, na które trzeba chuchać i dmuchać, i które nieraz wymagają nie tylko wysiłku, ale i ofiar. Czekając na "wielką miłość” kobieta południowoamerykańska po prostu ucieka przed zyciem, a jej ekstremizm i tym razem popycha ją w stronę izolacji i osamotnienia. W świecie współczesnym już nie wystarcza, by kobiety pozwalały się kochać; one same muszą kochać, tzn. aktywnie uczestniczyć w życiu tworząc sobie najrozmaitsze powiązania i oddając się różnym pasjom, włączając się w życie zbiorowe i narodowe, wreszcie znajdując sobie jakieś zajęcie. Jedynie taka szkoła, ciągły kontakt z praktyczną rzeczywistością może uleczyć je z mrzonek zrodzonych z lenistwa i bierności, owoców nudy i wygodnictwa. Pamiętam, że pewnego razu zapytałem jakieś dziewczę, co robi przez cały dzień. „Nic - odparła. - Wyglądam przez okno i czekam na miłość...”

Pretekst do ucieczki przed życiem
Do jakiego stopnia egzaltacji, przesubtelnienia, przewrażliwienia i sensualizmu może dojść wyobraźnia tych panienek, które nie żyją, lecz czekają, gdy tymczasem ich siostrzyce z innych ras i kontynentów udzielając się i walcząc w rozmaitych dziedzinach życia, wdrażają się do zdrowej dyscypliny duchowej i fizycznej, bez której człowiek pogrąża się we własnej słabości! W takiej atmosferze lenistwa i bierności również drugi wielki kult kobiety poludniowoamerykańskiej - kult dziewictwa, przemienia się w pretekst do ucieczki przed życiem i znieruchomienia w wiecznym oczekiwaniu. Kult dziewictwa, podobnie jak kult miłości, jest naturalną cechą każdej przyzwoitej kobiety toteż, rzecz jasna, każdy przyzwoity mężczyzna powinien zdjąć kapelusz przed tym pięknym i nieomal boskim kobiecym odczuciem. Wszelako w Ameryce Południowej odczucie to przekształciło się w społeczny przesąd o charakterze czysto praktycznym, stając się nadto czymś tak konkretnym i wyłącznie fizycznym, że ma już o wiele więcej wspólnego ze zmysłowością aniżeli z idealizmem. Mogłoby się wydawać, że życiowy program kobiety południowoamerykańskiej sprowadza się do tego oto: dopóki nie wyjdę za mąż, zachowuję dziewictwo, jestem na utrzymaniu tatusia i powinnam się pilnować. Potem mąż zapewni mi miłość, ognisko domowe i szczęście. Jakże to skromniutki ijakże wygodny program! Walczmy o życie dla kobiet! Nowa generacja powinna wyjść z domu, zmierzyć się z rzeczywistością, sprawdzić się, oczyścić swoją wyobraźnię. Wówczas kobieta południowoamerykańska odzyska świadomość swych ogromnych sił, dynamikę własnej młodości, pozostawiając za sobą cały ten smutny świat lęków, słabości, egzaltacji - pusty świat wiecznego czekania.
O przyzwoitości kobiecej

Nasze czarujące damy muszą znieść jeszcze jeden, ostatni, atak, ostatnią już krytykę. Potem przyjdzie czas rewanżu, gdyż zajmiemy się płcią brzydką. Narzekania przeciętnego Latynoamerykanina na kobiety są liczne i gorzkie, ale najczęściej przypadkowe i fragmentaryczne. Od razu widać, że literatura niedostatecznie rozpracowała ten temat i że obie strony wikłają się w gąszczu szczegółów zamiast zmierzać wprost do sedna. Co mówią między sobą chłopcy kiedy rozprawiają o płci pięknej? Otóż mówią, że odbywają one nie kończące się rozmowy telefoniczne. Ze dostają szalu widząc w Maipń czy Suipacha trzy lub cztery dziewoje, spacerujące pod rękę w godzinach największego ruchu i zajmujące całą szerokość chodnika. Ze kobiety są „fałszywe”. „Dlaczego się skarżą na naszą agresywność
- pytał jeden młody człowiek - skoro robią wszystko, żeby ją pobudzić? Kiedy jakaś babka ma ładne nogi, pokazuje je aż do kolan, żeby potem rozpowiadać: Jakiś idiota gapił się na moje nogi w autobusie; jak gdyby nigdy nie widział nóg!”. A znów inny powiedział mi: ‚Złości mnie, kiedy widzę, jak łatwo oszukać kobietę najbardziej banalnymi, najgłupszymi pozorami. Wąsik, krawat... ężczyzna dystyngowany-, mężczyzna wytworny- to dla nich bożyszcze. A jeśli w dodatku jest wysoki, topnieją jak wosk”. Krytyka pod adresem płci pięknej sprowadza się zazwyczaj do tego rodzaju luźnych uwag i wyrzutów Stymuluje ją ponadto wysokie mniemanie, jakie o życiu erotycznym w Europie ma mieszkaniec Południowej Ameryki. Jednakże i w tym punkcie potoczna wyobraźnia musi zostać wyleczona i oczyszczona z przekonań przesadzonych i naiwnych; na szczęście -czy nieszczęście - kobieta zawsze jest kobietą, tak w Ameryce, jak w Europie. Powszechne przeświadczenie, iz w Europie „nie ma przesądów” i że szczęśliwy Europejczyk może zaspokajać wszystkie swe pragnienia, okazuje się bardzo szkodliwe dla amerykańskiej kultury seksualnej. Co dziwniejsze, fascynacji tym naiwnym mitem „europej sklej swobody” ulega nie tylko zwykły przeciętny mężczyzna, ale i intelektualista, pisarz, artysta...Ileż mitów, legend i skrzywień wyobraźni składa się na erotyczny dramat południowo-amerykański!

Brak komentarzy: