sobota, lutego 17, 2007

Znalezione w sieci: Część 1(4)

Autor: W. Gombrowicz


Kobiety samotne idące spiesznym krokiem


Artykułem niniejszym rozpoczynamy cykl szkiców opatrzonych ogólnym tytułem Nasz dramat erotyczny, a dotyczących kwestii o wielkim społecznym znaczeniu. Autor rozpatruje ją z punktu widzenia obiektywnego i naukowego. Dzięki swej znakomitej kompetencji i godnej uwagi zręczności pióra potraf on naświetiić rozmaite strony tego zagadnienia, które z samej swej istoty nastręcza duże trudności, zwłaszcza gdy dla celów anaLizy trzeba je konfrontować z twardą rzeczywistością.


Ktoś, kto powraca do Argentyny po wielu latach (czy nawet dziesięcioleciach) życia za granicą, zdumiony jest ogólnym rozwojem kraju. Ile łazienek, lodówek, jaki ruch na ulicach, jakie bogactwo, ile przyjemnie wyglądających ludzi, jak bardzo ucywilizowały się formy społecznego współżycia! Oto kraj spokojny i zacny, uczciwy i szczęśliwy, kraj do szpiku kości łagodny.. A przecież coś w nim nas szokuje, wywoluje wrażenie czegoś wręcz okrutnego; są to rozmaite aspekty życia erotycznego Buenos Aires, jakie obserwować można na jego ulicach. Panny i panie chodzą po nich ze spoj rzeniem utkwionym w przestrzeń, nie śmiąc nawet popatrzeć na mężczyznę. Nie mogą spojrzeć na mężczyznę, gdyż zostałoby to źle zrozumiane. Wrażenie, jakie owa nieobecność kobiecego spojrzenia wywiera na przybyszu, jest wstrząsające. Ulica wydaje się ślepa. Za to mężczyźni - i owszern, przypatrują się kobietom, ba, pochłaniają je wręcz swymi spojrzeniami. Kiedy człowiek wchodzi do kawiarni w towarzystwie kobiety, dwadzieścia głów zwraca się w jej stronę, dwadzieścia par oczu kieruje się ku biednej oherze. Gdy zaś ta kobieta musi wieczorem wracać do domu samotnie, powinna bardzo się spieszyć. Ach, te kobiety samotne, pędzące wieczorem, jakby je ktoś gonił! W tym kraju nadal jeszcze istnieją w kawiarniach „salony familijne”, żywy jest także zwyczaj, wręcz mania, nachalnego komplementu.
Pozory a rzeczywistość
Bardzo prędko dochodzimy do wniosku, że nie są to wyłącznie pozory, ale że istotnie wszyscy tutaj czują się głęboko niezadowoleni, nawet rozgoryczeni swoim życiem erotycznym. Nie ulega wątpliwości, że współżycie mężczyzny i kobiety w Ameryce Południowej sytuuje się grubo poniżej poziomu tego, czym mogłoby być. Ten stan rzeczy odbija się na życiu całego kontynentu. Zadziwiająco wielka w porównaniu z Europą jest tutaj liczba złych małżeństw, a kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że tutejszy materiał ludzki pod wieloma względami przewyższa europejski oraz że zarówno mężczyznom, jak i kobietom w Ameryce Południowej bynajmniej nie brak zalet takich jak inteligencja, dobroć, uczciwość i szczerość -ta głęboka i głucha walka płci wydaje się czymś niezrozumiałym, prawie sztucznym. Trzeba stwierdzić, co następuje: w Argentynie, gdzie istnieją wszelkie warunki do życia szczęśliwego i zdrowego, niemal nikt nie jest szczęśliwy, gdyż tutaj ani kobieta nie uszczęśliwia mężczyzny, ani mężczyzna kobiety. Natomiast argentyńska melancholia bynajmniej nie rodzi się na pampie, lecz po prostu z erotyzmu szamocącego się pośród form anachronicznych i niezdrowych, zanadto prymitywnych. W każdym kraju toczy się jakaś wojna; wojna tutejsza nie ma charakteru wałki politycznej, wrze natomiast zaciekła i mroczna walka między płciami. Najciekawsze w niej jest to, że publicznie niemal się o niej nie mówi. Jedynie z wielkim trudem tu i ówdzie w prasie czy w literaturze można by odnaleźć odbicie tego stanu rzeczy, który staje się społeczną klęską. Prasa i literatura podchodzą do tego zagadnienia na dwa odmienne sposoby, z których żaden, szczerze powiedziawszy, nie jest dla mnie przekonujący Oto z jednej strony mamy namaszczoną retorykę, zapewne bardzo dostojną, ale ciut monotonną, z drugiej zaś - ton jakby nieco zbyt lekki, niekiedy popadający wręcz w przesadny infantylizm. W literaturze dla kobiet panuje taniutki sentymentalizm, nieznośny patos, zdumiewający konwencjonalizm, autorzy zaś, jak się zdaje, żywią mocne przekonanie, że „z kobietami nie można inaczej”. Czyżby więc wszystko to, co mówi się kobiecie albo o kobiecie, koniecznie musiało tonąć w pustej retoryce bądź w naj trywialniejszym, konwencjonalnym banale? Otóż brak prawdziwej powagi wobec kwestii o tak podstawowym znaczeniu nie moze już satysfakcjonować nikogo - ani duchownego, ani konserwatysty, ani lewicowca, ani wreszcie jakiegokolwiek bądź obywatela, który po prostu pragnie być szczęśliwy. Ponadto to, co się pisze publicznie, bardzo się różni od tego, co się mówi prywatnie.
Co się mówi prywatnie
Prywatnie wszyscy narzekają. Narzekają przede wszystkim kobiety, gdyż to właśnie one w swej delikatności uczuć urażane bywają najbardziej, to ich właśnie głęboka otwartość na miłość cierpi najmocniej wskutek tej przepaści duchowej i społecznej dzielącej obie płcie. Walka między płciami jest czymś nieuniknionym; równie oczywiste jest, że w tej walce kobieta reprezentuje interesy społeczeństwa. Pragnienia kobiety, chcącej wszak założyć rodzinę i zostać matką, są nieskończenie bardziej poważne, jej zaś odpowiedzialnosc - znacznie większa, i musi to być uszanowane. Najważniejsze jednak, że ta walka to koniec końców nic wyłącznie walka, gdyż jej wynikiem staje się najbardziej chorobliwa pod słońcem samotność obu płci! Jeśli mężczyzna marzy tylko o zdobyciu kochanki, a kobieta - o zdobyciu męża, wówczas nic, tylko umierać z nudów! Jest oczywiste, że cały mechanizm społeczny powinien zmuszać mężczyznę do ożenku i założenia rodziny,jest tedy czymś najzupelniej zdrowym, jeśli społeczeństwo i kobieta skazują nieszczęsnego kawalera na permanentny brak satysfakcji, z którego uleczyć go może jedynie małżeństwo. Jeśli jednak mechanizm ten staje się nazbyt sztywny, nazbyt „mechaniczny” to wskutek tego kobieta ucierpi jako pierwsza. Poza współżyciem doskonałym, realizującym się pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą małżeństwie, istnieje również współżycie społeczne i powszednie wszystkich mężczyzn ze wszystkimi kobietami, i dla społeczeństwa wcale nie jest ono mniej ważne. Jednakże w społecznościach południowoamerykańskich kobieta nadal jest u krywana, czyni się z niej łup i nagrodę. Oto ona - wieczne dziecko, „dziewczynka” wyłączana z życia społecznego, umysłowego, narodowego, o osobowości spara liżowanej, istota skazana na wieczne czekanie.
Młodzież
Rozmawiając z wieloma młodymi ludźmi przekonałem się, że młodzież tutejsza bardzo się różni od swych europejskich braci i sióstr. Jest tu mniej wesołości, mniej witalności i zapału. Młodzi ludzie wydają się tu nieco przygaszeni; są spokojni i dobrze wychowani, zrównoważeni, lecz również przygaszeni. Tym, czego im brak, jest zachwyt, urzeczenie, jakie rodzi się między chłopcem i dziewczyną, gdy w ich obcowaniu wzajemnym jest coś więcej niż tylko elementarny popęd fizyczny. Owi chłopcy są świadomi, że marnują swoją młodość, i napełnia ich to goryczą, hamuje duchowym rozpędzie. Żyją osobno. Młodzież południowoamerykańskajest bez wątpienia mniej „kochliwa” od europejskiej, a jej ogromny kapitał zapału idzie w zatratę na skutek owej smutnej izolacji, która zresztą również pobudza - ale do złego.
Spojrzenie całościowe

Ogólna panorama południowoamerykańskiego życia erotycznego jest, jak widać, dość dramatyczna. Skądinąd właśnie ten nadmiar ciemnych barw skłania do optymizmu, jako że cała ta sytuacja dalece już nie odpowiada potrzebom i możliwościom przeciętnego Amerykanina, o wiele bardziej dojrzałego od swych obyczajów. Otchłań lęku i nieufności uniemożliwia ludziom wypracowanie naturalnego, nacechowanego równowagą sposobu bycia. Mężczyzna doskonale mógłby w stosunkach z kobietą być bardziej przyjacielski i ludzki, ale kobieta się go boi, a ta uporczywa, ślepa nieufność kobiety rani go i budzi w nim najgorsze instynkty. Kobieta, o wiele inteligentniejsza, niż się zwykle wydaje, doskonale mogłaby wywierać zbawczy wpływ na mężczyznę, on wszelako traktuje ją jak dziewczynkę, chce, by była dziewczynką... no więc owo biedactwo, malutka „dziewczynka”, robi się jeszcze mniejsza na swych wysokich, niewygodnych obcasach. Mężczyzna zbarbaryzowany, kobieta skarłowaciała - oto para aktorów południowoamerykańskiego dramatu erotycznego. Rozmawiałem na ten temat z przyjacielem, pisarzem R., i chciałbym zrelacjonować tutaj tę rozmowę.
Ja: Dlaczego prasa i literatura nie usiłują poddać „reedukacj i” południowego Amerykanina w sprawach wzajemnego współżycia?
On: Niech pan nie sądzi, że można tu wiele zrobić. Zyjąc tyle lat za granicą zatracił pan wyczucie naszej rzeczywistości. Jesteśmy tacy jacy jesteśmy, i byłoby śmieszne, a także niebezpieczne importowanie tutaj obyczajów europejskich.
Ja: Daleki jestem od importowania obyczajów, ani tym bardziej północnoamerykańskiej „swobody obyczajowej”. Nie, nie o to chodzi, by zmieniać obyczaje!
On: No więc o co?
Ja: Oto moja diagnoza: sądzę, że wszystkie te schorzenia, o jakich mówiliśmy, pochodzą głównie z anachronizmu pewnych wyobrazen. Mężczyzna przywykł do wyobrażania sobie kobiety w pewien sposób i szukania w niej pewnych wartości, innych zaś nie. Kobieta oczywiście stara się zaspokoić te pragnienia mężczyzny, który z kolei podobnie postępuje względem niej. Często jednak nasza wyobraźnia nie nadąża, paraliżują ją najrozmaitsze atawizmy, nawyki mentalne, odziedziczone przekonania; okazuje się ona, by tak rzec, bardziej zacofana od nas samych.
Źródło południowoamerykańskiego dramatu erotycznego tkwi właśnie w tym, że mężczyzna wyobraża sobie kobietę w sposób zbyt ciasny, naiwny i nachroniczny i vice yersa. Wszelako wyobraźnia południowego Amerykanina nie tylko jest zacofana; cierpi ona również, jak się wydaje, na pewne kompleksy, co łatwo pojąć wziąwszy pod uwagę ową sztuczność i napięcie panujące między obiema płciami. Tak czy owak jedno jest pewne: wszyscy musimy dokonać wielkiego wysiłku, aby dogłębnie zrewidować naszą wyobraźnię, a przede wszystkim naszą mitologię erotyczną.
On: Zadanie chyba dość niewdzięczne...
Ja: Przeciwnie, i powiem panu, dlaczego czuję się pełen nadziei. Otóż w wielu krajach byłem świadkiem takiego zbiorowego wysiłku w celu odnowy i reedukacji i przekonałem się, że jest to coś niezwykle pilnego i że wszyscy witają to z największą wdzięcznością. Gdy wszyscy w głębi duszy czują anachronizm swoich mitów, upodobań, pragnień, wyobrażeń, wystarczy tylko wyrazić to powszechne niezadowolenie, aby cały ten paraliżujący i uprzykrzony system runął. Czy nie należałoby powołać Ministerstwa Spraw Erotycznych?

Powszechny jest błędny pogląd, że życie erotyczne każdego człowieka jest czymś dyskretnym i prywatnym, a W pewnym sensie nawet antyspołecznym.


Skoro wszyscy narzekają i wszyscy są niezadowoleni, to dlaczego znaczna część południowoamerykańskiej opinii publicznej z taką biernością odnosi się do jakiejkolwiek reformy zmierzającej do usunięcia zarówno drobnych, jak i wielkich kłopotów we współżyciu erotycznym? Jakie są przyczyny tego uporczywego, traclycj onalistycznego konserwatyzmu, który ślepo odrzuca wszelkie reformy, zarówno nietrafne i źle pomyślane, jak i dobre, potrzebne i nieuniknione? Latynos w głębi duszy jest bardzo romantyczny; nie chce myśleć o utrudnieniach chronicznie nękających ludzi w życiu codziennym, bo przecież „gdy przychodzi prawdziwa miłość, wszystko staje się nieważne”. Przeciwstawia on miłość erotyzmowi, tzn. całej tej grze instynktów i namiętności między kobietami i mężczyznami, którzy nie kochają się, lecz tylko przyciągają nawzajem. Tylko miłość może rozwiązać konflikt między obiema piciami, toteż nie warto zbytnio przejmować się nieuniknionymi cierpieniami tych, co nie potrafią kochać. Ba, im więcej cierpią, tym lepiej. W tym wyznaniu wiary w miłość daje się odczuć wpływ mentalności hiszpańskiej - surowej, wzniosłej, romantycznej i skrajnej. Jakikolwiek nazbyt „higieniczny” pogląd na tę świętą sprawę Latynosowi nieuchronnie wyda się plaski i szokujący. Z obrzydzeniem będzie on patrzył na wysiłki gwoli wprowadzenia na ten teren zdobyczy nowoczesnej psychologii czy też po prostu odrobiny zdrowego rozsądku. Dla konserwatystów tego rodzaju erotyka nie jest sprawą poważną; poważna jest jedynie miłość. My w niniejszych uwagach bronimy tezy, że jakkolwiek miłość to sprawa bardzo serio, również erotyka jest - w aspekcie wszelkich swoich konsekwencji psychicznych i społecznych - sprawą dość poważną. Wielkie uczucia kształtują człowieka w o wiele mniejszym stopniu aniżeli właśnie te całkiem drobne i przyziemne czynniki jego Życia codziennego i środowiska. Wielkie porywy duszy są czymś stosunkowo rzadkim, każdy natomiast człowiek doznaje drobnych, ledwie zauwazalnych wzlotów i upadków Ponadto do uczuć wielkich człowieka przygotowują tysięczne uczucia całkiem małe. Czy „wielka miłość” może w sposób nagły uleczyć dziewczynę albo chłopca wyedukowanych w szkole lęku, bierności i nieufności? Europa już jakiś czas temu zrozumiała to wszystko i nikt, nawet w najbardziej zachowawczych kręgach opinii społecznej, nie próbuje tam traktować jako błahostki tego, co moglibyśmy okieślić mianem normalnego, codziennego współżycia obu płci. Przeciwnie właśnie kręgi najbardziej konserwatywne najwięcej zajmują się tą kwestią, wiedzą bowiem, że to im zagraża ona najbardziej. Warstwom ludowym trudne warunki życia nie pozwalają na żadną ekstrawagancję ani przesadę, która zaczyna się dopiero wraz z luksusem. Wszelako przesada i eksces wyrażają się nie tylko we wstrętnych przywarach i rozwiązłości. Warstwy wyższe grzeszą również przesadą w cnocie, gdy zamiast być zdrową i zrównoważoną, staje się ona histeryczna i przejaskrawiona. Owe mistrzynie cnoty pojawiające się w sferach wyższych i pragnące oczyścić wszystko wokoło są nieraz produktem luksusu jeszcze bardziej niezdrowym niż grzechy, jakie zwalczają. Również wybujały .„idealizm”, cechujący niektórych członków tej warstwy, ich nadwrażliwość moralna i estetyczna nie zawsze bywają przekonujące. Jeżeli warstwa - nazwijmy ją tak -uprzywilejowana chce zachować swój wpływ na społeczeństwo oraz należny sobie prestiż, musi zacząć od surowej samokrytyki i od wy-rzucenia przez okno wszelkich cnót zrodzonych w hermetycznej atmosferze salonu. Oprócz tego wszystkiego utrzymuje się w Ameryce Południowej przeświadczenie, iz życie erotyczne każdego człowieka, właśnie w swoim zwyczajnym, codziennym aspekcie, jest czymś dyskretnym i prywatnym, w pewnym sensie nawet antyspołecznym. Erotyka radzi sobie, jak umie, gdzieś w cieniu; przedmiotem godnym oficjalnej czci jest jedynie miłość. Jeśli konserwatywna myśl latynoamerykańska taki nacisk kładzie na miłość, a przemilcza erotyzm, to dlatego, że sądzi, iż w ten sposób służy ojczyźnie i społeczeństwu. Ciekawe byłoby także porównanie postawy kół prawicowych w Europie i w Ameryce. Otóż w Europie tymi, którzy zrozumieli najlepiej, że w życiu zbiorowym i narodowym erotyce przypada rola ważniejsza niż miłości, byli właśnie nacjonaliści. Powód jest bardzo prosty: miłość rodzi się pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą, tymczasem erotyka mieści w sobie relacje między wszystkimi mężczyznami i wszystkimi kobietami. Uczucie miłości, nieporównanie głębsze, pełnego urzeczywistnienia doznaje w rodzinie; erotyzm atoli, niby niewidzialny most, łączy w każdej chwili wszystkich synów i wszystkie córki danego narodu stanowiąc, na kształt słońca, niewyczerpane źródło energii. Kiedy miody człowiek wychodzi na ulicę i staje w obliczu dziesięciu tysięcy kobiet, z których każda go pociąga, jest z pewnością znacznie bliżej ducha zbiorowości niż wówczas, gdy obcuje z tą jedną jedyną, własną, ukochaną. Otóż właśnie w tej bezustannej, niepochwytnej grze instynktów namiętności, wzajemnych oczarowań, zabawy, rozmów z kobietami kształtują się w narodzie wzorce twórczego donżuanizmu, męskości i kobiecości, rodzi się piękno i entuzjazm. Wspólnocie, która jeszcze nie w pełni stała się narodem (a tak było w Ameryce jeszcze kilkadziesiąt lat temu), wystarcza bezpośredni cel instynktu erotycznego - prokreacja. Obywatel się żeni, ma liczne potomstwo, którym należycie się opiekuje, i to az nadto wystarczy Jednakże w narodzie kobieta i mężczyzna łączą się nie tylko w celu prokreacji, ale także po to, by nawzajem wywierac na siebie czar, i z tego właśnie oczarowania rodzi się ojczyzna. I nie jest tak, iżby jedna tylko kobieta miała wywierać czar na jednego tylko mężczyznę, ale wszystkie mają czarować wszystkich - i na odwrot. Skoro jednak w imię interesu zbiorowego spycha się w cień wszystko to, co nie zdołało osiągnąć poziomu miłości, uczucia i małżeństwa, wówczas bardzo jest trudno pozytywnie ukierunkować te namiętności. Myśl konserwatywna w Południowej Ameryce nadal wzdraga się przed spojrzeniem na te sprawy pod kątem innym niż wyłącznie „domowym” (rodzina, stadło, prokreacja), choć przecież samo życie coraz energiczniej wyciąga nas wszystkich na ulicę. Tutaj ojcowie nie pomagają synom w kłopotach erotycznych, gdyż w ich oczach godne uwagi są jedynie sprawy takie jak zdrowie i szkoła. Poza tym chłopak „niech sobie radzi, jak urnie”- aż do końca, czyli do dnia ślubu. No i biedak radzi sobie, jak potrafi, często nad wyraz żałośnie. Ale i zbiorowość nie przychodzi z pomocą jednostce: wszystko, co ma związek popularną rozrywką, z organizacją społecznego współżycia mężczyzn i kobiet, z likwidacją anachronizmów i przesądów - jest zwykle traktowane jako coś mało istotnego. Społeczeństwo troszczy się o robotnika przez wszystkie dni tygodnia z wyjątkiem soboty i niedzieli. Chociaż jest wątpliwe, czy „Ministerstwo Spraw Erotycznych” byłoby innowacją szczęśliwą, żadnej chyba nie podlega wątpliwości, że jakaś akcja ze strony państwa, pośrednia i dyskretna, byłaby w tej dziedzinie ogromnym dobrodziejstwem dla wszystkich. Na przykład propaganda handlowa przez radio, dziś służąca jedynie do niesłychanego wręcz ogłupiania duszy ludu, mogłaby stać się znakomitym i potężnym narzędziem właściwego wychowania. Dopóki wszakże lęk, fałszywy wstyd i beztroska panują w najwyższych kręgach opinii publicznej, dopóty rządy nie mogą zrobić nic, a południowoamerykański erotyzm „radzi sobie, jak może”, gdzieś w mrokach absolutnie prywatnej anarchii. One chcą być kwiatami
Aktualny poludniowoamerykański ideał urody kobiecej nikogo już nic zadowala a wszystkim zaś szkodzi. Jest to jeden z najpoważniejszych i najbardziej palących problemów naszej kultury
W poprzedniej notatce stwierdziliśmy, że xy celu uzdrowienia zycma erotycznego w Poludniowej Ameryce trzeba wpierw uzdrowić erotyczną wyobraźnię mężczyzny i kobiety, nazbyt ciasna anacbroniczną. ( Główny powód naszego kiepskiego, niedoskonałego współżycia seksualnego polega na tym, że zarówno) mężczyzna wobec kobiety, jak i kobieta wobec mężczyzny udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości, wyobrażając sobie, że taką fikcyjną i sztuczną osobowością łatwiej będzie pozyskać milosc partnera i osiągnąć szczęście. Ten naiwny i uparty karnawał nie zatrzymuje się ani na chwilę, ba, stal się już zwyczajem, a nawet rytuałem. Dokonajmy teiaz małej analizy „erotycz nego sposobu bycia” kobiet południowoamerykańskich, starając się wykryć niektóre spośród owych zafałszowań. Od razu formułujemy tu pewną definicję: tym, co najbardziej paraliżuje kobietę południowoamerykańską i najmocniej jej szkodzi‚jest fakt, że nie chce ona być kobietą, lecz kwiatem i dzieckiem.

Brak komentarzy: