sobota, marca 31, 2007

820

Katowice, przystanek linii 820 i 830. Za chwilkę powinien pojawić się autobus. Jest przed 16, a słonko ładnie tej soboty świeci(dzień publikacji tego posta). Ludzie już stoją, blisko krawędzi, jak najbliżej, byle tylko wejść pierwszym, byle usiąść. Nadjeżdża 820, w środku jacyś luzie chcący wysiąść, lecz są bez szans, tłum napiera. Moment podjazdu autobusu nabiera dziejowy charakter. Ludzie bez skrupułów starają sie dostać do środka. Gdyby im dać miecze, zezwalając na użycie, to by sobie wyrąbali drogę. Gdyby szczekanie pomagało, pewnie nie jeden głos w tej tonacji, było by słychać.
Już prawie wszyscy się wepchnęli, czas na mnie. Stanę sobie na końcu, to może się oprę o drzwi i tak jakoś przeczekam drogę do Bytomia. Niestety, nie ma lekko. Drzwi środkowe, tak sie kieruje, lecz tuż za mną młody mężczyzna, prawdopodobnie narkoman. Nieprzyjemny zapach, czuć z daleka. Kolejne dziecko tych czasów. Wiem, że ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, to znosić Jego obecność. Wiem, egoistyczne. Prawda, ale nie zawsze ma się cierpliwość, nie zawsze ma się siłę, nie zawsze się chce. Uciekam do ostatnich drzwi, lecz On za mną! CO ZA KOSZMAR, pomyślałem, ale wracam się do środka, tam jest lepiej stać opartym o drzwi,. Niestety nie tylko ja na to wpadłem, gdyż On za mną. Ostatecznie wsiadam na końcu, On w środku. Już go więcej nie widziałem, nie musiałem, bo z tyłu taki sam. A wiec stoję, oparty o drzwi i o szybę oddzielającą mnie od siedzeń. Na jednym śpi jakiś facet. O tym koło mnie nie myślę, nie ma go. NIE, on tam jest. Stoi i mnie widzi a ja jego. Na szczęście nie rusza się, może nie oddychał. Może tylko "był". Zostawiam go. Proszę gościa naprzeciwko mnie, by skasował mój bilet, sam nie sięgam. Miły koleś, kasuje od razu, ładnie ubrany. Tak jak głupawe dziewczyny lubią, aby ich ciapowaci chłopcy wyglądali. Śmierdzi potem. O nim nie da się zapomnieć, ostry, przenikliwy. Kuje. Na szczęście mam mp3. Uciekam w muzykę, najgłośniej jak się da. Prawie zapominam o zapachach. Ludzie dookoła mnie rozmawiają o swoich sprawach, o swoich problemach. Ja błogosławiony muzyka w uszach, nie słyszę. Tak jedziemy.
Przystanek przy parku w Chorzowie. Nikt nie wysiadł. Koszmar. Wsiada stary facet z gitarą. Nie kasuje biletu ani za siebie, ani za gitarę, którą stawia na podłodze. Oboje zajmują miejsca tyle co kobieta z małym wózkiem. Nie ma ładnych dziewczyn, nie ma gdzie oka zawiesić, ale to dobrze. Przynajmniej żadna nie ma satysfakcji, że się któryś gapi. Tak jedziemy, ja dociśnięty już do ścianki, już koło tego, który kasował mi bilet. Dalej śmierdzi. On wyciąga kanapki. Z serem i szynka. I je. Bez najmniejszego skrępowania. Nie mogę znieść tego widoku. Nie patrzę w jego kierunku już do końca.
Przystanek w Chorzowie. Ktoś wysiadł. Wsiada cały tłum. Zwykłych szarych ludzi. Na szczęście. Ja już się nie muszę trzymać. Dociśnięty do ścianki. Muzyka mnie dalej oddziela od "współpasażerów". To jet wspaniałe, że mam drogę ucieczki.
W Bytomiu, zauważyłem przystanek przy Placu Sobieskiego. Ktoś wysiadł. Wsiadł tłum. Tłum któremu nie chce się przespacerować na dworzec, a dzień piękny, ciepły i pogodny. Stara kobieta, stoi za mną, a raczej we mnie wepchana. W plecy. Drobna czuje jej kości. Ja się nie ruszam, wiem że to się zaraz skończy.
Dworzec Bytom. Jak przewidziałem, większość wysiadła, w tym prawie wszyscy z Placu Sobieskiego. Przez chwilkę mam dużo miejsca. Nie śmierdzi już, a może nie czuje. Wsiada dwóch młodych mężczyzn, pijani albo naćpani. Staja koło mnie. Ich dłonie czerwone i brudne. Zmęczeni. Niesłyszeń ich rozmów, muzyka. Jednak sobą narzucają się nie tylko mnie. Nie tylko mnie psuja dumnie wypowiedziane zdanie
" Jesteśmy Polakami, jesteśmy wspaniali!".Zabawne. Oni, tymczasem nie mają siły stać. Kucają, i tak jadę , stojąc nad dwoma kucającymi produktami kapitalizmu, ubocznymi produktami. Ale o tym się nie mówi, nie wypada. Bo dopiero jak coś się stanie, to sie oczy otwiera, przeciera a później z powrotem zamyka.
Przystanek na "Vitorze". Stąd mam już niedaleko. Nie wytrzymuje, wysiadam. Przejdę sie, w końcu taki piękny dzień.
Spacerując sobie tak, raczej wolnym krokiem, nachodzi mnie myśl: Dlaczego w Polsce, jeszcze żaden terrorysta, nie wysadził się w powietrze, jadąc przepełnionym autobusem. Odpowiedź znalazłem szybko. Nie wysadził się żaden, bo po co. A niech sobie jeżdżą i się sami wysadzają, w sobie.

---------------------------------------------------------------------------------



Fotka wykonana przez mnie, tego samego dnia, przed południem w centrum Bytomia. Ten "dziadziuś", cieszy sie swoim życie podśpiewując sobie niewyraźnie.
Ciekawe kto jest bardziej normalny i komu lepiej?

Brak komentarzy: